poniedziałek, 17 września 2012

Oprawione

Zacznę od końca. To, o czym w tytule posta, będzie na deser. A na początek - książki! Będzie trochę luźnych myśli na temat. :)

Obie z Gillankiem lubimy czytać, ale ja jestem nałogowcem. ;) I mamy w większości zbieżne gusty, choć wiadomo, że gdybyśmy były takie same, to byłoby baaardzo nudno. :) Ostatnio się okazało, że Gillankowi nie spodobał się "Lesio" Chmielewskiej, a dla mnie był świetny. Ja uwielbiam dobrą fantastykę, a Laura niekoniecznie. Jest więc o czym rozmawiać. :)

Jakiś czas temu wędrowałam razem z Peterem McCarthym po Irlandii. Lubię czytać o tym kraju, podoba mi się jego kultura, muzyka, krajobraz. Chciałabym tam kiedyś zajrzeć, podejrzeć ludzi w pubach, powłóczyć się w poszukiwaniu menhirów, podziwiać zielone przestrzenie... McCarthy trochę demitologizuje Irlandię. Z jego relacji wynika, że ta dziewicza kraina ustępuje pod naporem "przemysłu dla turystów". Najgorszym chyba, co może być - w jego i moim odczuciu - jest przerabianie pubów. By turyści czuli, że to taki rzeczywiście hipertradycyjny pub. A tak naprawdę zamiast tradycji czuje się woń farby i plastiku. Ale wygląd jest przecież najważniejszy... Tylko że w takim pubie nie spotka się już mieszkańców, którzy potrafią toczyć wielogodzinne rozmowy...
To mnie najbardziej urzekło w opowieści McCarthy'ego - nie sposób w Irlandii po prostu zapytać o drogę i pójść dalej. Trzeba pogadać. O wszystkim. Wysłuchać. A dopiero pod koniec dialogu wtrącić: "A może wie pan/pani, jak dotrę do...?" i usłyszeć, że rozmówca nie ma zielonego pojęcia, gdzie jest miejsce, o które pytamy. :) Autor niejeden raz spędził godziny, przegadując je przy guinessie z mieszkańcami wiosek i miasteczek. Okazuje się, że jeszcze można "tracić czas", po prostu opowiadając, słuchając... I jest dobrze.
Wiele w "Barze McCarthy'ego" spostrzeżeń dotyczących miejsc, mieszkańców, relacji Irlandczycy-inne nacje, zachowań turystów i ich czasem tragicznej wiedzy o Irlandii. Dobrze się to czyta. Dobrze i smakowicie. Chciałoby się "wrócić do Irlandii swej...". :)

Za to rozczarowały mnie ostatnio dwie książki. Co do jednej w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, wzięłam z biblioteki z uwagi na bardzo intrygujący tytuł "Fajnie być samcem!" :) Co w tym takiego fajnego? Otóż okazuje się, że niewiele poza przekonaniem, że fajnie nim być. Czasem się nudziłam, czasem uśmiechałam z politowaniem, czasem naprawdę zastanawiałam, o co chodzi? Nie wiem. Jedyne, co było w miarę ciekawe, to informacje ze świata zwierząt (autor - Dmitrij Strelnikoff - jest między innymi biologiem), oczywiście w większości skupiające się na tym, co najbardziej interesuje samca. ;) (zdjęcie okładki ze strony empik.com)

Tytuł drugiej obił mi się kiedyś o uszy, więc też ściągnęłam z półki bibliotecznej. "Nostalgia anioła" Alice Sebold. Opowieść zgwałconej i zamordowanej dziewczynki, która obserwuje świat i rodzinę z "nieba". Temat trudny, a jeszcze smutniejszy ze względu na autorkę, która w młodości przeżyła gwałt. Powinno mnie poruszyć, wstrząsnąć może. Ale albo jestem nieczuła, albo się całkiem rozmijam z autorką w jej postrzeganiu tej tragedii. Nie przemówiła do mnie taka wizja nieba, nie przemówiła w ogóle postać Ruth i postać winowajcy, a nawet samej bohaterki, przebywającej w owym wspomnianym niebie. Jedyne, co śledziłam i czego byłam ciekawa, to losy rodziców bohaterki. Moim zdaniem w ich przypadku najlepiej widać zmagania człowieka z tragedią. A czasem, jak te zmagania prowadzą do następnych tragedii lub pozwalają na wyzwolenie czegoś długo skrywanego. (zdjęcie okładki ze strony empik.com)

A w słuchawkach ciągle Roch Siemianowski czyta mi sagę o Wiedźminie. Cudo i perełka. Słucham tomu trzeciego "Chrzest ognia". Już mi smutno, że za dwa tomy się skończy. :)

No i dobrnęliśmy do tytułu. Moje oprawione babeczki!
Coś ta kanwa nie bardzo się dała naciągnąć. Chyba pójdzie do poprawki. Ale bardzo się cieszę, że udało mi się kupić kwadratową ramkę, bo o to niestety trudno w większości sklepów.
Skończyłam już dwa następne obrazki na naszej kanwie gillankowo-morsiowej. Ale pokażę, jak będę miała zdjęcia, bo na razie mój aparat wywędrował w świat. Pozwiedzać Turcję mu się zachciało. ;) 

2 komentarze:

  1. Witam:))) ja tam mam Lesia na co dzień to za książkę chyba już się nie wezmę chociaż polecałaś ;) O samcach tym bardziej ;P mam to na co dzień ;))))))) ale do Irlandii czemu nie ?:)))
    a hafcik podkleiłaś taśmą dwustronną? wtedy będzie gładki:) miłego dzionka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń