niedziela, 29 lipca 2012

Imieninowa zakładka

 Wróciłam właśnie z imieninowej imprezy u kuzynki Marty, mogę więc pokazać to, nad czym pracowałam w pocie czoła przez ostatnie 3 dni. :)
 Jak co roku miałam niemały problem, co też będzie najodpowiedniejszym dla niej prezentem, bo szczęściara dostaje zawsze to, o czym marzy. I to niestety nie ode mnie... ;) W porę przypomniałam sobie jednak dwie rzeczy. Po pierwsze - Marci bardzo podoba się Tatty Teddy, a po drugie - żaliła mi się niedawno, że nie posiada żadnej (sic!) zakładki do książki...
  Powstała więc taka:
 
  I nieco wyraźniejszy misio:

 Haftowało się bardzo szybko, jednak backstitche omal mnie nie wykończyły. Oczywiście swoim starym zwyczajem, nie trzymałam się schematu konturów prawie wcale. ;P
 Najważniejsze, że prezent się spodobał. Jak zostałam zapewniona, jutro Tatty Teddy już pojedzie do pracy z nią. Oprócz zakładki sprezentowałam Marcie też książkę, będzie więc miała co czytać, gdy będzie się przebijała przez zakorkowany Poznań autobusem, tramwajem, kolejnym autobusem... i z powrotem tak samo.

środa, 25 lipca 2012

Książkowo: ZŁOTA FONTANNA

Muszę to zrobić, jakżeby inaczej. :) Zacznę od książki! Bo tak po prawdzie więcej czytam niż wyszywam, ale wczoraj usiadłam z robótką i coś niecoś poszło do przodu. Efekty wkrótce i to efekty nie byle czego, bo zimowego obrazka. :)

A tymczasem, jak w tytule, wyklikam co nieco o "Złotej Fontannie" hiszpańskiego pisarza Benita Péreza Galdósa. Nie sięgnęłabym do tej książki, gdyby nie moja siostra, której wypożyczyłam ją do egzaminu. Zazwyczaj przy wybieraniu książek zwracam uwagę na okładkę, kolor grzbietu, literki. A tutaj wszystko nieciekawe:

i na dodatek książka musiała przywędrować windą z piwnicznego magazynu. :) Ale zawartość... to już inna bajka.

Przede wszystkim - dla mnie - fantastyczna narracja. Taka trochę z przymrużeniem oka do czytelnika, z wtrętami, uzupełnieniami. Wszędobylski narrator, ale bez przesady. Bardzo to lubię w starych opowieściach. A o czym to opowieść?

Mamy Madryt w roku 1820, czas, w którym w Hiszpanii ścierają się dwie idee - absolutyzm i liberalizm. Bohaterowie to cała galeria postaci, począwszy od gorących zwolenników jednej lub drugiej frakcji do osób odcinających się od walki o jedynie słuszną rację. Warto wspomnieć choć o kilku najważniejszych.
Elias - bezgranicznie oddany królowi poddany, okrutnik gotów do wszystkiego, by zgnieść liberałów. Lazaro - jego siostrzeniec, pełen zapału mówca i rzecznik praw liberałów, taki w gorącej wodzie kąpany młodzieniec. Klara - wychowanica Eliasa, sierota, zamknięta i oskarżana, chyba najbardziej wzruszająca postać w powieści, choć dziś jej zachowanie pewnie wydaje się sztuczne i denerwujące. Ale dla mnie ma swój urok. Panny Porreño - przez narratora nazywane harpiami i to jest adekwatne określenie. Aż strach bierze, że autor mógł stworzyć te postaci na bazie własnych obserwacji... I strach pomyśleć, że dziś tez pod płaszczykiem miłosierdzia może kryć się tyle jadu i okrucieństwa... No i jeszcze Claudio - młody oficer, liberał, którego reakcja na sytuację z początkowych kart powieści rozpoczyna całą historię.

A historia to bardzo, bardzo wciągająca. Na początku obawiałam się, że powieść pełna będzie polityki i przez to nużąca, ale na szczęście bardzo się pomyliłam. Polityka, przemówienia, walki - są, ale nie stanowią pierwszego planu. W "Złotej Fontannie", która jest kawiarnią i miejscem spotkań liberałów, ma miejsce upadek, ale i wzlot Lazara, tam działa też Elias, przeprowadzając swoje intrygi, tam zawiązuje się spisek, którego urzeczywistnienie ma wpływ na każdego z głównych bohaterów. Na tym tle rozgrywa się historia Klary, Lazara i Claudia - każdy z bohaterów to odrębna jednostka, bardzo ciekawie przedstawiona i wiarygodna. Ich rozterki, emocje, zachowania są na tamte czasy naturalne i przeżywałam je wraz z nimi, by na końcu... Ha, tu znów narrator puszcza do nas oko. :)

Jako że to powieść z pogranicza realizmu i naturalizmu nie mogło zabraknąć też opisów Madrytu, jego uliczek, zaułków, a galeria postaci, które Klara spotyka podczas swojej nocnej wędrówki, sprawia, że cieszę się, iż żyję i mieszkam tu i teraz. Chociaż pewnie i dziś znalazłoby się takie miejsca i takich ludzi...

Ciekawa jestem, ile jest takich książek, zepchniętych gdzieś do piwnic, których uroku nikt już nie odkrywa. Kiedyś kiedyś kupiłam sobie tom "1001 książek, które musisz przeczytać" i chociaż tytuł brzmi trochę pretensjonalnie, to między innymi właśnie tam są pozycje, po które chętnie jeszcze sięgnę. Szkoda, że niektórych trzeba szukać już ze świecą.

środa, 18 lipca 2012

Metryczka dla Filipa

 Z racji długiej nieobecności w świecie wirtualnym, nazbierało się u mnie dużo tworów i tworków wszelakich. Wiadomo - na chandrę najlepsze jest hobby. :) Krzyżykowałam sporo, wykorzystując na to każdą wolną chwilę. A i tak mam wrażenie, że do Żuczkowego tempa sporo mi brakuje. ;)
 Metryczkę wyszyłam już jakiś czas temu. Dla synka kuzynki. Rodzice sami wybierali wzorek i choć przyznam, że na początku nie byłam do niego przekonana, stwierdzam, że wyszedł cudnie. Wyszywało się szybciutko i bardzo miło, a efekt końcowy samą mnie oczarował.

poniedziałek, 9 lipca 2012

:)

Witamy w nowym miejscu!
Mamy nadzieję, że będziecie tu do nas wpadać tak samo często (albo i częściej) jak na poprzednim blogu. My ze swej strony pałamy wielką i mocną chęcią poprawy, żebyście mieli co czytać częściej niż raz na miesiąc.
A dla tych, którzy nas jeszcze nie znają, a wpadli i chcieliby nas poznać lepiej zapraszamy tutaj: Przyjaźń pasjami pisana. Tam została nasza prawie dwuipółletnia historia, której ciąg dalszy nastąpi. :)