Tak, tak, to już parę lat minęło... Ale co tam. Najważniejsze, że jest! Skończony, jeszcze nieoprawiony, z milionem błędów i niedociągnięć, ale pierwszy tak duży w mojej hafciarskiej karierze. :D
Obrazek w całej okazałości:
I w detalach:
Nie bardzo zadowolona ta para mi wyszła. Może zmarzli mimo pledu i mufki. :)
Woźnica też nie w humorze. Może też nie lubi zimy. :P
I jeszcze jedno zdjęcie, łapałam wiosenne słońce:
Mogę teraz powiedzieć: uff... i wziąć się za kolejne projekty! Na razie odpocznę od takich wielkogabarytowych. Choć kusi mnie mocno jakiś bajkowy HAE... Ale sobie jeszcze poczeka. :)
A na koniec małe słodkości. Jako że ostatnio były urodziny bloga, a i moje gdzieś tam po drodze, pokażę Wam urodzinowy torcik. Przepyszny i megaowocowy - tak, jak lubię. :) (dzięki, Gillanku!).
Torcik stoi na moim nowym stole w mojej wreszcie wyremontowanej kuchni! Z pomocą Gillanka udało się stworzyć przytulne miejsce, gdzie teraz uwielbiamy siedzieć. Kuchnia to dla mnie serce domu i musi mieć stół, choćby najmniejszy. A nad stołem czeka już ściana na nasze haftowanki. Na pewno Wam ją tu pokażę. :)
sobota, 22 marca 2014
niedziela, 2 marca 2014
Powroty urodzinowe
Nasz blog kończy dziś 4 lata! :)
Z tej okazji postanowiłyśmy, że mimo napiętego życia prywatnego, przełamując przeciwności losu, powrócimy do pisania naszego wspólnego, internetowego pamiętnika.
Zaczynałyśmy jeszcze w zupełnie innym miejscu (http://zuczekgillanek.blox.pl), ale przyznać musimy, że pisanie we dwie dawało nam dużo radości, śmiechu i pozostawiło wiele miłych wspomnień, utrwalonych na zdjęciach i w opisach pod nimi. Wiele prac udało nam się skończyć, dużo z nich poszło w świat, jako prezenty dla naszych bliskich i nie tylko. W końcu - docierałyśmy się w naszej przyjaźni, nie zawsze słodkiej i bezproblemowej, wszak jesteśmy z Żuczkiem zupełnie różne... Ale zgodnie twierdzimy - pół roku absencji uświadomiło nam, że czegoś brakuje, nawet, jeśli nie ma za dużo czasu na pisanie, haftowanie, własne życie...
Dlatego też, życząc sobie kolejnych lat w blogowym świecie, dużo chęci i jeszcze więcej prób realizacji ich w tym miejscu, pozwolę sobie zamieścić parę zdjęć, które zrobiłam w czasie, gdy nie było nas tutaj...
Z pozdrowieniami - Gillanek & morsia :)
Z tej okazji postanowiłyśmy, że mimo napiętego życia prywatnego, przełamując przeciwności losu, powrócimy do pisania naszego wspólnego, internetowego pamiętnika.
Zaczynałyśmy jeszcze w zupełnie innym miejscu (http://zuczekgillanek.blox.pl), ale przyznać musimy, że pisanie we dwie dawało nam dużo radości, śmiechu i pozostawiło wiele miłych wspomnień, utrwalonych na zdjęciach i w opisach pod nimi. Wiele prac udało nam się skończyć, dużo z nich poszło w świat, jako prezenty dla naszych bliskich i nie tylko. W końcu - docierałyśmy się w naszej przyjaźni, nie zawsze słodkiej i bezproblemowej, wszak jesteśmy z Żuczkiem zupełnie różne... Ale zgodnie twierdzimy - pół roku absencji uświadomiło nam, że czegoś brakuje, nawet, jeśli nie ma za dużo czasu na pisanie, haftowanie, własne życie...
Dlatego też, życząc sobie kolejnych lat w blogowym świecie, dużo chęci i jeszcze więcej prób realizacji ich w tym miejscu, pozwolę sobie zamieścić parę zdjęć, które zrobiłam w czasie, gdy nie było nas tutaj...
Z pozdrowieniami - Gillanek & morsia :)
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
Dla Iana ;)
Dziś krótko i na temat.
Po pierwsze - wróciłyśmy, żyjemy i chcemy znów w góry.
Po drugie - Beata jest w tej chwili w trakcie podróżowania nad morze. Niektórym to dobrze... ;)
Po trzecie - postaram się nadrobić wszelkie blogowe zaległości jak najszybciej za nas dwie!
A po najważniejsze - dziś (tym razem sama) świętowałam kolejne urodziny Iana Gillana.
Long live Ian!
Placek tym razem był pół na pół - bo zgodnie z tradycją, 19 sierpnia placek u mnie być musi, ale tym razem spełniał po trochu także rolę tortu imieninowego. Mojego. Spóźnionego, z racji pobytu na wakacjach w dniu imienin. Zaprosiłam więc gości wczoraj, a toast wypiliśmy także za zdrowie i dobrą formę Iana. :)
Nie będę zaśmiecać postu swoimi prezentami, pokażę je w następnej notce, bo jest co - samą mnie zdziwił pomysł mojej chrzestnej... ;)
A tymczasem wracam do tego, co mnie ostatnio pochłania bez reszty...
Włączam najnowszą płytę Purpli, siadam wygodnie w fotelu i czytam to, co w sumie i tak znam już od dawna. ;)
Muszę chyba coś później napisać o tej książce, dać upust swoim emocjom, choć od pisania o książkach w naszym tandemie jest Żuczek... No ale Purple to moja działka, więc zobaczymy, czy choć trochę mi wyjdzie pisanie o książce, zamiast o muzyce i hafcie.
A na koniec - dzwonek mojej komórki. :D
I jak tu nie kochać (Iana) chłopaków...? ;)
Po pierwsze - wróciłyśmy, żyjemy i chcemy znów w góry.
Po drugie - Beata jest w tej chwili w trakcie podróżowania nad morze. Niektórym to dobrze... ;)
Po trzecie - postaram się nadrobić wszelkie blogowe zaległości jak najszybciej za nas dwie!
A po najważniejsze - dziś (tym razem sama) świętowałam kolejne urodziny Iana Gillana.
Long live Ian!
Placek tym razem był pół na pół - bo zgodnie z tradycją, 19 sierpnia placek u mnie być musi, ale tym razem spełniał po trochu także rolę tortu imieninowego. Mojego. Spóźnionego, z racji pobytu na wakacjach w dniu imienin. Zaprosiłam więc gości wczoraj, a toast wypiliśmy także za zdrowie i dobrą formę Iana. :)
Nie będę zaśmiecać postu swoimi prezentami, pokażę je w następnej notce, bo jest co - samą mnie zdziwił pomysł mojej chrzestnej... ;)
A tymczasem wracam do tego, co mnie ostatnio pochłania bez reszty...
Włączam najnowszą płytę Purpli, siadam wygodnie w fotelu i czytam to, co w sumie i tak znam już od dawna. ;)
Muszę chyba coś później napisać o tej książce, dać upust swoim emocjom, choć od pisania o książkach w naszym tandemie jest Żuczek... No ale Purple to moja działka, więc zobaczymy, czy choć trochę mi wyjdzie pisanie o książce, zamiast o muzyce i hafcie.
A na koniec - dzwonek mojej komórki. :D
poniedziałek, 29 lipca 2013
Urlop!
Jak obiecałam, tak jestem. :) Pełna emocji, bo już jutro koncert, a potem tatrzańskie szlaki, czyli wymarzony, wyczekany, wytęskniony urlop... Gillanek nie wierzyła, że wyłączę telefon firmowy. Wyłączyłam. Nie ma mnie. Dwa tygodnie tylko dla mnie. Świat się nie zawali, gdy ktoś inny chwilę będzie liczył na siebie, zamiast wciąż na mnie. ;)
Ale zanim znikniemy w tłumie zmierzającym na Giewont pokażę Wam dwie nowości. O jednej już napisała Kasia - dziękuję za miłe słowa! :) Powędrowała do niej książka razem z małymi łakociami i jabłuszkową zawieszką. A wszystko w ramach wędrującej książki, którą to zabawę wymyśliła i zorganizowała Tina - jeszcze raz dziękuję. :)
Wzorek na zawieszkę miałam dzięki Agusi - bardzo, bardzo mi się spodobała, gdy ją u niej zobaczyłam. Cieszę się, że wreszcie udało mi się ją wyhaftować. Gdy trzeba coś dla kogoś wykonać - to chyba największa motywacja. ;)
A oprócz jabłuszek wreszcie udało mi się skończyć kolejną część naszego gillankowo-morsiowego rr FLOWER GARDEN. Różyczka jest Gillanka, a moje trzy obrazki i napis. Teraz przed Laurą wyzwanie i wyhaftowanie ogromnego wazonu pod napisem. Niech się męczy, hihi. ;)
Wczoraj i dziś planowałyśmy trasy w górach, a jutro będziemy szaleć na koncercie Deep Purple! Mam nadzieję, że to będzie taki wyjazd, który potem się wspomina miesiącami. :) A jeśli ktoś się również wybiera w Tatry - do zobaczenia na szlaku! :)
Ale zanim znikniemy w tłumie zmierzającym na Giewont pokażę Wam dwie nowości. O jednej już napisała Kasia - dziękuję za miłe słowa! :) Powędrowała do niej książka razem z małymi łakociami i jabłuszkową zawieszką. A wszystko w ramach wędrującej książki, którą to zabawę wymyśliła i zorganizowała Tina - jeszcze raz dziękuję. :)
Wzorek na zawieszkę miałam dzięki Agusi - bardzo, bardzo mi się spodobała, gdy ją u niej zobaczyłam. Cieszę się, że wreszcie udało mi się ją wyhaftować. Gdy trzeba coś dla kogoś wykonać - to chyba największa motywacja. ;)
A oprócz jabłuszek wreszcie udało mi się skończyć kolejną część naszego gillankowo-morsiowego rr FLOWER GARDEN. Różyczka jest Gillanka, a moje trzy obrazki i napis. Teraz przed Laurą wyzwanie i wyhaftowanie ogromnego wazonu pod napisem. Niech się męczy, hihi. ;)
Wczoraj i dziś planowałyśmy trasy w górach, a jutro będziemy szaleć na koncercie Deep Purple! Mam nadzieję, że to będzie taki wyjazd, który potem się wspomina miesiącami. :) A jeśli ktoś się również wybiera w Tatry - do zobaczenia na szlaku! :)
środa, 3 lipca 2013
Książka i owoce - cała ja :)
Jakiś czas temu zapisałam się u Justynki do zabawy z wędrującą książką. Książka wędruje nie tylko między uczestniczkami, ale i ze mną w plecaku. :) Ostatnio rzadko czytam w domu, bo ciągle jeżdżę, więc to naprawdę wędrujący egzemplarz.
Chociaż trochę żałuję, bo Basia przysyłając mi paczuszkę, napisała ładnie, bym zaparzyła herbatkę od niej i czytała, a tu na razie nici z takiej przyjemności. Ale herbatkę spróbowałam. Jest przepyszna - dziękuję! No i poza herbatką dostałam piękne niespodzianki:
Za które też bardzo dziękuję, trafione idealnie. :) Książka - "Pani mecenas ucieka" - dorobiła się ładnej sówkowej okładki. Bardzo mi się ten papier spodobał. :)
Tak w ogóle książka już przeczytana - szybciutko, ale miło. Historia zgrabna, choć dla mnie momentami nie do końca wiarygodna, ale co tam. Czytadełka są po to, żeby się odprężyć, więc swą rolę spełniła. Umiliła mi czas przejazdów, a to najważniejsze. :) Jeszcze pomyślę nad umilaczem do książki dla kolejnej osóbki i wyślę.
No a teraz odkrywczo napiszę, że mamy lato. ;) Czekam z utęsknieniem na urlop, bo wakacje to najgorętszy (dosłownie i w przenośni...) czas w mojej pracy. Co zresztą widać na blogu... Postępy moich robótek: 0,01%. :) Ale wracając do lata - kocham je między innymi za to:
Poziomki to ukochane owoce Gillanka, tu w wersji najlepszej z możliwych, czyli ze świeżo ubitą śmietanką. A ja uwielbiam wziąć ze sobą ogromną michę z owocami, rozsiąść się na kanapie i czytać, pałaszując. Najlepiej już takie bez pestek, szypułek i innych przeszkadzajek. :)
Czasami jeszcze zdążę coś upichcić. W tak zwanym międzyczasie. :) Jakiś czas temu zapiekankę z porów:
Przepisu już nie pamiętam, ale najpewniej z sieci - najszybsze źródło, gdy trzeba znaleźć przepis na coś, co mi już za długo leży w lodówce. :)
I muszę się pochwalić - 30 lipca jedziemy, jedziemy, jedziemy... na koncert Deep Purple do Wrocławia! :) Na pewno coś się tu pojawi, jak już ochłoniemy z wrażeń. :) Ale zanim wyjedziemy, jeszcze się tu pojawimy. :)
Chociaż trochę żałuję, bo Basia przysyłając mi paczuszkę, napisała ładnie, bym zaparzyła herbatkę od niej i czytała, a tu na razie nici z takiej przyjemności. Ale herbatkę spróbowałam. Jest przepyszna - dziękuję! No i poza herbatką dostałam piękne niespodzianki:
Za które też bardzo dziękuję, trafione idealnie. :) Książka - "Pani mecenas ucieka" - dorobiła się ładnej sówkowej okładki. Bardzo mi się ten papier spodobał. :)
Tak w ogóle książka już przeczytana - szybciutko, ale miło. Historia zgrabna, choć dla mnie momentami nie do końca wiarygodna, ale co tam. Czytadełka są po to, żeby się odprężyć, więc swą rolę spełniła. Umiliła mi czas przejazdów, a to najważniejsze. :) Jeszcze pomyślę nad umilaczem do książki dla kolejnej osóbki i wyślę.
No a teraz odkrywczo napiszę, że mamy lato. ;) Czekam z utęsknieniem na urlop, bo wakacje to najgorętszy (dosłownie i w przenośni...) czas w mojej pracy. Co zresztą widać na blogu... Postępy moich robótek: 0,01%. :) Ale wracając do lata - kocham je między innymi za to:
Poziomki to ukochane owoce Gillanka, tu w wersji najlepszej z możliwych, czyli ze świeżo ubitą śmietanką. A ja uwielbiam wziąć ze sobą ogromną michę z owocami, rozsiąść się na kanapie i czytać, pałaszując. Najlepiej już takie bez pestek, szypułek i innych przeszkadzajek. :)
Czasami jeszcze zdążę coś upichcić. W tak zwanym międzyczasie. :) Jakiś czas temu zapiekankę z porów:
Przepisu już nie pamiętam, ale najpewniej z sieci - najszybsze źródło, gdy trzeba znaleźć przepis na coś, co mi już za długo leży w lodówce. :)
I muszę się pochwalić - 30 lipca jedziemy, jedziemy, jedziemy... na koncert Deep Purple do Wrocławia! :) Na pewno coś się tu pojawi, jak już ochłoniemy z wrażeń. :) Ale zanim wyjedziemy, jeszcze się tu pojawimy. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)