czwartek, 15 listopada 2012

Blubry o rogalach

 Pracuję ostatnio intensywnie nad metryczką dla malutkiej Gabrysi. Metryczka na zamówienie mojej kuzynki, której tak przypadła do gustu ta, którą wyszyłam dla jej synka, że teraz najchętniej wszystkie swoje koleżanki namawiałaby na takowe, lub dawałaby im w prezencie te, wyszyte przeze mnie. ;)
 Stan obecny widoczny powyżej. Ale mam mało czasu, więc każdą wolną chwilę poświęcam na krzyżykowanie. Mam nadzieję uwinąć się ekspresowo. W kolejce czeka bowiem mnóstwo innych projektów. A święta blisko...

 Co do świąt - pewnie wszyscy wiedzą, że w Poznaniu świętujemy wraz z rocznicą odzyskania niepodległości także imieniny reprezentacyjnej ulicy naszego miasta - ulicy Święty Marcin (to nie jest błąd - nie "ulica świętego Marcina", a  "ulica Święty Marcin" właśnie. Proszę uważać, bo poznaniacy są na tym tle wyczuleni i łatwo popełnić gafę!) i z tej okazji zajadamy się słynnymi już rogalami.
 W tym roku przyszło mi spędzać 11 listopada w stolicy, ale na szczęście udało mi się zjeść świętomarcińskiego rogala (są miejsca w Warszawie, gdzie sprzedają te PRAWDZIWE!), a nawet zaszalałam i upiekłam swoje własne, gillankowe...
 Nie są one co prawda rogalami świętomarcińskimi, bo żeby takowymi były, musiałabym się nagimnastykować nie tylko z ciastem półfrancuskim, ale przede wszystkim ze specyficznym nadzieniem, którego podstawą jest biały mak! Mam jednak przepis, który jest w naszej rodzinie od dawna i zazwyczaj pieczemy według niego rogaliki właśnie na 11 listopada. W tym roku postawiłam, że upiekę je Żuczkowi, żeby miała trochę swojego ulubionego Poznania w Warszawie. I udało się. Wyszły pyszne. ^__^
 A gwoli ścisłości - "blubry" w gwarze poznańskiej to po prostu gadanina.
 To se poblubrałam.
 Czołem Wiaruchna, pozdrowienia z Pyrlandii, tej! :D

piątek, 2 listopada 2012

Twórczy tydzień

Miałyśmy pracowity tydzień. :) Twórczo pracowity! W sobotę naszło nas (chyba przez ten padający śnieg), by zrobić kartki. Wyciągnęłyśmy wszystkie nasze skarby, zagraciłyśmy całą podłogę jedynego pokoju i to był raj. :D Wreszcie można było się dowiedzieć, co my w tych skrzętnie poukładanych pudłach i pudełkach trzymamy. :) Okazało się, że mamy tych wszystkich rzeczy całkiem sporo. I mnóstwa z nich nie tknęłyśmy, a więc sezon kartkowy bynajmniej się nie zakończył. :)
Teraz więc (po)tworek mój:
I cudeńko Gillanka:
Niebieskości szalały. :P No i razem:
Ale twórczo to twórczo, więc lecimy dalej. Gillanek z rozpędu wynalazła koraliki. I szybciutko skombinowała nam kolczyki (dla mnie zielone, dla siebie czerwone. Jak ja się cieszę, że przebiła sobie uszy!!!) plus mały komplecik na zamówienie:

No i oczywiście krzyżyków też nie mogło zabraknąć. Specjalnie dla Tiny, która ostatnio o nie pytała - oto ciacha! :D
Dla mnie został ostatni obrazek i wkrótce pokażemy całość! Nareszcie. Już się nie mogę doczekać oprawiania. :)
A przy okazji wizyty w pasmanterii znalazłyśmy śliczne tasiemki. Nie umiałyśmy się zdecydować na jedną, więc wzięłyśmy obie. :)
Prawda, że śliczne? Te nutki są po prostu kawaii! :D (czyli "słodziutkie" po japońsku).
A dziś też będziemy pracować twórczo. Kto wie, może się pochwalimy rezultatem, choć to duuuuuużo większe gabaryty niż kartki, biżuteria i krzyżyki. ;)
A z innej beczki - czy ktoś z blogowego świata nauczył się już tańczyć słynny "Gangnam Style"? Wpadłyśmy w to z Gillankiem i ćwiczymy, ćwiczymy, ćwiczymy. Cel - opanowanie całego układu. :)))