niedziela, 30 września 2012

Tea Time cd.

Pora na kolejną odsłonę naszego 2-osobowego RR. Już jakiś czas temu skończyłam dwa obrazki, oba mi bliskie. Młynek, bo kawę uwielbiam pod różnymi postaciami, a sztućce... no cóż, lubię jeść. :D
Wczoraj na przykład zrobiłam fenomenalną zupę dyniową. Przepis pewnie znany, bo prosty: dynia, ziemniaki, cebulka - w kawałki, podduszone, zalane bulionem, do tego mnóstwo imbiru, kardamon, cynamon, kurkuma. Ugotowane do miękkości, zblenderowane na krem, doprawione, z prażonymi pestkami dyni - poezja. Mogę jeść i jeść, choć dziś trochę przesadziłam, ale co tam. Dynia, jak truskawki, jest tylko przez chwilę, więc muszę korzystać ile się da. :)

A wracając do tematu cała nasza kanwa prezentuje się teraz tak:
Jeszcze 3 obrazki i koniec. Gillanek ma już połowę następnego. A w głowach rodzi nam się pomysł na kolejny taki składkowy haft. :)

niedziela, 23 września 2012

Grzybobranie

 Uwielbiam jesień. Szczególnie tę naszą, Złotą Polską, jeszcze ciepłą, pełną barw, smaków i zapachów...
 Uwielbiam las ze wszystkim, co oferuje. Mogłabym zamieszkać w lesie, w drewnianym domku pachnącym żywicą i z szumem drzew dookoła. I nigdy by mi się nie znudziło.
 Las to wspaniała inspiracja, a ja akurat teraz potrzebuję natchnienia... ;) Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że dziś właśnie, całą rodzinną paczką pojedziemy na grzyby!
 Zbieranie grzybów to coś, co ubóstwiam. Sama czynność jest dla mnie relaksem i radością. Mogę ich potem nawet nie jeść (choć jem, bo lubię), ale zbierać je będę, jeśli tylko nadarzy się okazja! :D
 Udała nam się pogoda - było słonecznie i dość ciepło.
 Udała nam się trasa - moja Mama i moja Matka Chrzestna - najlepsze przyjaciółki od wieków, mają już swoje stałe miejsca, gdzie grzyby są zawsze, więc było wiadomo gdzie pojedziemy i w jakiej kolejności.
 Udało nam się towarzycho - pięć różnych charakterów, ale wszyscy dobrze się dogadujemy i fajnie nam razem. ;)
 W końcu udały nam się i grzyby, choć przyznać muszę, że spodziewałam się większego plonu, niż ten, z którym zakończyłam swoje łowy...

  Akcenty humorystyczno-nieprawdopodobne również się pojawiły:

 Ale największą furorę zrobiły zbiory mojej kuzynki, Marty. Ona to zawsze ma oko do grzybów! Co roku zbiera najwięcej. Ale te z dziś nie mieszczą się w zadnych statystykach, które zawsze były na jej korzyść! Po prostu kolosy! ;)

 Zapewniam, że to nie fotomontaż! Czyż nie cudne borowiki...? ^__^

 Dodatkową atrakcją, okazał się mój prezent dla mojego przyszłego szwagra!
 Kiedyś, w luźnej rozmowie, Przemo przyznał, że uwielbia grę "Angry Birds"... Przypomniałam sobie o tym, gdy kupił mieszkanie. W porę, gdyż do nowego pęku kluczy nie miał breloczka...
 Teraz juz ma! :D

 I druga strona:

I zbliżenie na krzyżyki:
 Cieszę się, że się podoba.
 Chyba dla siebie powinnam zrobić taki z grzybkiem... I potraktować jak talizman, żeby za rok, na kolejnym grzybobraniu, znaleźć jeszcze okazalszego prawdziwka! :D

poniedziałek, 17 września 2012

Oprawione

Zacznę od końca. To, o czym w tytule posta, będzie na deser. A na początek - książki! Będzie trochę luźnych myśli na temat. :)

Obie z Gillankiem lubimy czytać, ale ja jestem nałogowcem. ;) I mamy w większości zbieżne gusty, choć wiadomo, że gdybyśmy były takie same, to byłoby baaardzo nudno. :) Ostatnio się okazało, że Gillankowi nie spodobał się "Lesio" Chmielewskiej, a dla mnie był świetny. Ja uwielbiam dobrą fantastykę, a Laura niekoniecznie. Jest więc o czym rozmawiać. :)

Jakiś czas temu wędrowałam razem z Peterem McCarthym po Irlandii. Lubię czytać o tym kraju, podoba mi się jego kultura, muzyka, krajobraz. Chciałabym tam kiedyś zajrzeć, podejrzeć ludzi w pubach, powłóczyć się w poszukiwaniu menhirów, podziwiać zielone przestrzenie... McCarthy trochę demitologizuje Irlandię. Z jego relacji wynika, że ta dziewicza kraina ustępuje pod naporem "przemysłu dla turystów". Najgorszym chyba, co może być - w jego i moim odczuciu - jest przerabianie pubów. By turyści czuli, że to taki rzeczywiście hipertradycyjny pub. A tak naprawdę zamiast tradycji czuje się woń farby i plastiku. Ale wygląd jest przecież najważniejszy... Tylko że w takim pubie nie spotka się już mieszkańców, którzy potrafią toczyć wielogodzinne rozmowy...
To mnie najbardziej urzekło w opowieści McCarthy'ego - nie sposób w Irlandii po prostu zapytać o drogę i pójść dalej. Trzeba pogadać. O wszystkim. Wysłuchać. A dopiero pod koniec dialogu wtrącić: "A może wie pan/pani, jak dotrę do...?" i usłyszeć, że rozmówca nie ma zielonego pojęcia, gdzie jest miejsce, o które pytamy. :) Autor niejeden raz spędził godziny, przegadując je przy guinessie z mieszkańcami wiosek i miasteczek. Okazuje się, że jeszcze można "tracić czas", po prostu opowiadając, słuchając... I jest dobrze.
Wiele w "Barze McCarthy'ego" spostrzeżeń dotyczących miejsc, mieszkańców, relacji Irlandczycy-inne nacje, zachowań turystów i ich czasem tragicznej wiedzy o Irlandii. Dobrze się to czyta. Dobrze i smakowicie. Chciałoby się "wrócić do Irlandii swej...". :)

Za to rozczarowały mnie ostatnio dwie książki. Co do jednej w ogóle nie wiedziałam, czego się spodziewać, wzięłam z biblioteki z uwagi na bardzo intrygujący tytuł "Fajnie być samcem!" :) Co w tym takiego fajnego? Otóż okazuje się, że niewiele poza przekonaniem, że fajnie nim być. Czasem się nudziłam, czasem uśmiechałam z politowaniem, czasem naprawdę zastanawiałam, o co chodzi? Nie wiem. Jedyne, co było w miarę ciekawe, to informacje ze świata zwierząt (autor - Dmitrij Strelnikoff - jest między innymi biologiem), oczywiście w większości skupiające się na tym, co najbardziej interesuje samca. ;) (zdjęcie okładki ze strony empik.com)

Tytuł drugiej obił mi się kiedyś o uszy, więc też ściągnęłam z półki bibliotecznej. "Nostalgia anioła" Alice Sebold. Opowieść zgwałconej i zamordowanej dziewczynki, która obserwuje świat i rodzinę z "nieba". Temat trudny, a jeszcze smutniejszy ze względu na autorkę, która w młodości przeżyła gwałt. Powinno mnie poruszyć, wstrząsnąć może. Ale albo jestem nieczuła, albo się całkiem rozmijam z autorką w jej postrzeganiu tej tragedii. Nie przemówiła do mnie taka wizja nieba, nie przemówiła w ogóle postać Ruth i postać winowajcy, a nawet samej bohaterki, przebywającej w owym wspomnianym niebie. Jedyne, co śledziłam i czego byłam ciekawa, to losy rodziców bohaterki. Moim zdaniem w ich przypadku najlepiej widać zmagania człowieka z tragedią. A czasem, jak te zmagania prowadzą do następnych tragedii lub pozwalają na wyzwolenie czegoś długo skrywanego. (zdjęcie okładki ze strony empik.com)

A w słuchawkach ciągle Roch Siemianowski czyta mi sagę o Wiedźminie. Cudo i perełka. Słucham tomu trzeciego "Chrzest ognia". Już mi smutno, że za dwa tomy się skończy. :)

No i dobrnęliśmy do tytułu. Moje oprawione babeczki!
Coś ta kanwa nie bardzo się dała naciągnąć. Chyba pójdzie do poprawki. Ale bardzo się cieszę, że udało mi się kupić kwadratową ramkę, bo o to niestety trudno w większości sklepów.
Skończyłam już dwa następne obrazki na naszej kanwie gillankowo-morsiowej. Ale pokażę, jak będę miała zdjęcia, bo na razie mój aparat wywędrował w świat. Pozwiedzać Turcję mu się zachciało. ;) 

poniedziałek, 10 września 2012

Do kawy, do herbaty...

...najlepiej zaserwować coś słodkiego. ;)
Dlatego najpierw podziękuję w imieniu morsi i swoim za wyróżnienie:


 Dziękujemy serdecznie. Tina, jesteś nieoceniona. :*
Postaramy się trwać w tej przyjaźni jeszcze długo, długo i jeszcze dłużej. Mamy dobre wzorce (Mamo, Ciociu - pozdrawiam!), więc jestem pewna, że nam się uda. :)

 A oprócz tej słodkiej babeczki zaserwuję jeszcze to:


 I dla każdego z odwiedzających znajdzie się filiżanka aromatycznej kawy, lub pysznej herbatki...


 Proszę się częstować, bo niedługo na tapecie będą kolejne obrazki z serii. 
Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że obie z Żuczkiem kochamy wzory Sody, a szczególnie ich kolorystykę. Ta miłość przekłada się na to, że niedługo Żuczkowa kuchnia będzie zagracona obrazkami Sody w stopniu co najmniej przesadnym... Ale po prostu nie możemy przestać! ;)

poniedziałek, 3 września 2012

Hafciki

Tak, trzeba w końcu pokazać jakieś postępy. :) Cały czas się robi mój zimowy obraz, przybywa raczej wolno, ale już jest bliżej niż dalej. Nic już nie postanawiam, bo jak tylko postanowię, to zaraz się wszystko rozsypuje, więc ciąg dalszy będzie jak będzie. :)
I dla porównania - tak to wyglądało 27 kwietnia 2011 (tak dawno??? hm... Link tutaj):
A dziś, po 16 miesiącach (aaaa...) mam tyle:
I kilka krzyżyków z bliska:
Normalnie chyba ze wstydu powinnam to szybciej wyszywać. :P Choć gdybym zaczynała dziś, zrobiłabym to zupełnie inaczej. Wzięłabym gęstszą kanwę (ta moja to 14ct), mulinki DMC (wyszywam Ariadną), no i nie popełniłabym kilku błędów, na których się nauczyłam poprawnie haftować krzyżykiem. Ale co tam. Z daleka nie widać. ;)

A w tak zwanym międzyczasie wyszywam sobie nasz wspólny gillankowo-morsiowy RR. Na mnie padły dwa obrazki, na razie robię pierwszy, czyli młynek do kawy:
Całości nie pokażę, bo jeszcze się Gillanek musi pochwalić swoim obrazkiem, a nie odbiorę jej tej przyjemności. :)

Za chwilkę siadam z niedokończonym młynkiem, zakładam słuchawki na uszy i odpływam w świat Wiedźmina. :) To jest ostatnio jeden z moich ulubionych sposobów spędzania wolnego czasu - słucham audiobooka i wyszywam. Albo słucham i gotuję. Albo słucham i sprzątam. :) Od kiedy odkryłam audiobooki nie mogę się od nich wprost uwolnić, uzależniłam się jak nic. Przypuszczam, że to dlatego, że pozwalają mi nie mieć poczucia marnowania czasu, bo mogę robić dwie rzeczy jednocześnie. I choć nigdy w życiu nie zrezygnuję z papierowych książek, to uwielbiam "czytać" uszami. :)
Sagę o Wiedźminie czyta Roch Siemianowski - bardzo mi się podoba ta interpretacja. A że sagę na papierze czytałam już dawno temu w zamierzchłych czasach licealnych, to przyjemność podwójna, bo za wiele nie pamiętam. :) Niedawno skończyłam też "Zieloną milę" Kinga, czytał Leszek Teleszyński - bardzo mi się podoba głos tego aktora. A sama opowieść - wspomnienia strażnika więziennego - pasowały do moich wieczornych zajęć, wtedy najlepiej słucha się wspomnień. No i ten King jakiś taki "niekingowy", bo kojarzy mi się tylko z horrorami, a tu niespodzianka. Bardzo dobra rzecz. Choć po paru opisach nie mam ochoty oglądać filmu, moja wyobraźnia aż za dobrze mi je pokazała. :)